literature

Miasto Cieni

Deviation Actions

Shagan-fury's avatar
By
Published:
1.1K Views

Literature Text

Nie ma już miejsca dla Assassynów (I nie chodzi mi o Al.-Kaidę)

Część właściwa: Miasto Cieni

Z dedykacją dla Sleetha (tak… Zostało jednak imię Tariqu- szaliku… xD) I dla Assandry, którzy mnie natchnęli oraz dla wszystkich ludzi, którzy pomagali mi i odpowiadali na pytania o GPS, Desert Eagle i samochody transportowe xD I dziękuję za krytykę i pokazanie błędów przed publikacją.
Nigdy nikt nie czytał jak piszę nie-filozoficznie-ale-o-akcji więc mam pietra. Ave.  

Grayam upił łyk kawy i odstawił kubek na drukarkę. W biurze było dość jasno, ale nadchodzące, ciemne chmury zapowiadały, że ten stan nie utrzyma się zbyt długo. Na biurku walało się trochę kabli, więcej płyt i moc przeróżnego śmiecia i gazet. Mimo to znalazło się tu miejsce na myszkę i klawiaturę.
Na ekranie otworzyło się nowe okno. Google. Grayam wystukał coś na klawiaturze, nie odrywając wzroku z monitora. Po chwili zaklął szpetnie.
- Co jest?
- Cholera, w Epicentrum miasta mają Rozpęd. Ambasador z zewnątrz. Daj sygnał dla twojej sieci.
- Chwilka. Wysłali tam twojego. Nie zawieszamy polowania?
- Odgórnie zabronione. Szybka akcja i cisza. Jak po burzy.
- Nie żal ci tracić kolejnego człowieka z twojego gniazda?
- Wszystko jest dozwolone. Nic nie jest prawdziwe.
To ostatecznie zakończyło dyskusję. Grayam przerzucił sygnał i sięgnął po GPS, oparty o  stertę gazet. Zręcznie ominął kilka ulic. Na ekranie widać było pozycję Tariq’a.
- Mamy małą zmianę. Nie wejdziesz głównym wejściem, bo jest zamknięte. A teraz słuchaj… Zapomnij o tym, co mówił ci Matthew. Spróbuj dostać się przez okno, dach, cokolwiek! Zanim nie zlokalizujesz lisa unikaj świadków. Żywych świadków. O 17 skończy się konferencja, wyżsi pojadą na lotnisko. Skończysz polowanie zanim ktokolwiek opuści budynek jasne?
- Jasne.
- Lis siedzi na konferencji. Będą kręcić się tam psy. Usuniesz kogo chcesz, oby lis był martwy przed zmierzchem. Podłączę się za pół godziny. Bez odbioru.

-----

Duży oszklony budynek banku od głównego urzędu oddzielał park. Raczej nie pozwalano się tu kręcić cywilom. Odbywały się tu ważne święta i parady. Park ponoć symbolizował zżycie miasta z dziką naturą.
Tariq pomyślał, że to jeden z głupszych pomysłów radnych. Poza tym parkiem, w mieście nie było ani jednego drzewa a i trawa stawała się rzadkim widokiem. Za miastem także niewiele pozostało. Fabryki, osiedla, drogi… Postęp!
Skoczyć czy nie? W parku pewnie nikogo nie ma ale kto ich tam wie…
Tariq wiedział tylko, kogo miał zabić. A powód? Bo tego chce mistrz. Bo to uleczy ten świat. Pozbawiony wartości świat.
Zabójca musiał po prostu wiedzieć, że nie wypada pytać. Pytania zadają słabi i niewierni. My musimy wierzyć w…
…śmierć?
Tego nas uczą.
I nie wolno nam się nad tym zastanawiać.
Zabić i uciekać. Jeśli przegoni nas śmierć- przyjmiemy ją z radości i honorem!
Chłopak przeszedł po krawędzi dachu mierząc wysokość i rozglądając się za najlepszą drogą. W końcu przeskoczył na inny budynek, skąd mógł na pozór bezpiecznie przejść po siatce, służącej za ochronę przed gołębiami i innym ptactwem.
Merth zauważył go i gestem wskazał na niewielkie, otwarte okno wbudowane- na oko- na czwartym piętrze urzędu. Tariq skinął głową i naciągnął kaptur białej, przydługiej kurtki tak, aby zasłaniał oczy. Po siatce przedostał się na niżej położony, spadzisty dach sklepu, wbijając palce miedzy druciane ogniwa. Merth nie ruszył się z miejsca, pogardliwie spoglądając na dziwną gimnastykę brata (brat w całym opowiadaniu nie jako rodzina ale członek sekty). Miał na sobie identyczną białą, pikowaną kurtkę z lejącym się, ale dopasowanym kapturem.
- Sam byś tego okna nie znalazł geniuszu.
- Powiedział to człowiek, któremu nie chcieli dać tego zlecenia. Wysłali cię tylko na wartę braciszku.- Odburknął Tariq, szukając ręką dachówki, która pozwoliłaby mu wdrapać się na dach. Merth skrzywił się i kucnął, nachylając się nad zabójcą.
- I tak trzeba będzie wyprowadzić cię stąd za rączkę. Ty się do tego po prostu nie nadajesz.
Tariq zastygł i zabrał rękę, zaniechując wdrapania się wyżej. Zjechał po rynnie i zwinnie skoczył w bok, chwytając się marmurowego parapetu.
- Przyjmuję zakład.
- Połamania kości- mruknął Merth.


Otwarte okno wydawało się być blisko. Ale tylko wydawało. Wnęki przy ozdobnych, łukowatych oknach kończyły się na znaczną odległość od murów urzędu. Było to trochę za daleko na skok, szczególnie, że wisząc kilkanaście metrów nad ziemią nie sposób było wziąć rozpęd.
Tariq wszedł wyżej. Dach był bardziej przychylny takim rewolucjom. Spadaniu towarzyszył przyjemny świst w uszach i nagłe rozmycie obrazu. Chłopak odzyskał pełnię zasięgu wzroku i barw dopiero kilka sekund po złapaniu się framugi okna. Kilka kolejnych sekund przeznaczył na odzyskanie tchu i podciągnął się.
Na korytarzu było pusto.
- Tssss… Jesteś w budynku. Mam twój sygnał. Nic nie mów. Schody są na końcu korytarza.
W urzędzie panowała cisza, co było całkowitym kontrastem ulicznej wrzawy tłumów ludzi i ruchliwych ulic, od którego Tariq właśnie się „odciął”. Schody w dół. Chłopak zrobił kilka kroków, stąpając od pięty, aby zrobić jak najmniej hałasu. Pomagały w tym także specjalne buty z miękką podeszwą, wyciszającą chód, ale na tyle mocną, aby wytrzymać bieg po każdej powierzchni. W tych ostatnich chwilach przed atakiem próbował poukładać sobie w głowie wszelkie przydatne informacje, co przychodziło mu z lekkim trudem.
Schody wyściełane były czerwonym, misternie szytym dywanem a drewniana, ozdobna balustrada nadawała im iście królewski wygląd. Na ścianach wisiało wiele obrazów, przedstawiających piękniejsze zakątki miasta lub po prostu zasłużonych mu ludzi.
Tariq sięgnął do pasa. Z jednej strony przytroczony był wąski, długi nóż o grawerowanej, rękojeści. Z drugiej poręczny pistolet samopowtarzalny. Trochę zmodyfikowany Desert Eagle. Klasyk. Tego drugiego zabójcy można było użyć tylko w ostateczności lub jeśli otoczenie wiedziało o jego obecności. W końcu wystrzał robi nieco hałasu.
Nożem Tariq posługiwał się dość zręcznie. Mimo, że używanie broni białej mogłoby wydawać się śmieszne, w jego rękach była to naprawdę niebezpieczna perspektywa.
Po prawej stronie wisiała informacja: 4 piętro. Biura prezydenta i ministrów. Proszę zachować ciszę. Robienie zdjęć i filmowanie jest surowo zakazane.
- Czwarte piętro- szepnął nerwowo Tariq.
- Konferencja jest na trzecim. Jest za pięć siedemnasta. Idź na żywioł i nie daj plamy.- Odezwał się głos w odbiorniku.
- Proszę pana! Dzisiaj urząd jest zamknięty dla odwiedzających!
Tariq niemal podskoczył, słysząc kobiecy głos za plecami. Momentalnie odwrócił się.
Sekretarka trzymała w dłoni telefon i, nie spuszczając wzroku z chłopaka, po omacku wystukiwała jakiś numer.
- Proszę opuścić nóż, bo zawołam policję!
Chłopak skoczył i skrócił dystans dzielący go od kobiety. Ciął nisko, po brzuchu i podtrzymał ją, aby delikatnie opuścić na ziemię. To był zły obrót sprawy. Bardzo zły. Raczej nie wolno było mu zabijać cywili, i z pewnością, gdyby nie wyprano z niego wszelkich śladów sumienia, te gryzłby go niemiłosiernie. Zanim chłopak zdążył otrząsnąć się z szoku, odwrócił się i pobiegł w dół po długich, ozdobnych schodach. Teraz kwestią czasu było wzniesienie alarmu. Korytarz tu rozchodził się na trzy strony. Na ścianie wisiała wielka informacja o tym, które to piętro i co się na nim znajduje. Tariq tylko mimochodem upewnił się, czy jest na właściwym miejscu i kątem oka złapał wielkie, dwuskrzydłowe drzwi Sali konferencyjnej.

Teraz

Albo

Nigdy

Tu dywan miał inny kolor, na nim wyraźniej było widać ślady krwi, jakie jeszcze przez kilka kroków zostawiały buty chłopaka.  
Odgłos otwieranej windy.
Tariq skoczył w stronę ściany tak, żeby mieć widok i na drzwi Sali i na windę, z której wyszło dwoje ludzi.
- Cholera, gliny!
Chłopak schował rękę z nożem pod kurtką i oddychając ciężko, spróbował niezauważalnie wyjąć pistolet.
- Rzuć to szczeniaku! Ręce do góry!- Krzyknął jeden z policjantów. Drugi spojrzał na ślady krwi na dywanie i po chwili wahania pobiegł na górę. Nie wiedział jeszcze jak wielką przysługę oddał Assassynowi.
Tariq wyszarpnął pistolet zza kurtki i strzelił, modląc się, aby kula dosięgnęła przeciwnika. Nie był to może zbyt precyzyjny strzał, ale dał zadowalający efekt. Policjant zawył i chwycił się za dół brzucha. Chciał oddać jeszcze strzał przed śmiercią, ale pistolet upadł w rosnącą kałuże krwi. Tariq nie czekając, aż drugi gliniarz przejmie inicjatywę rzucił się biegiem w stronę schodów. W ułamku sekundy zwarzył sytuację. Strażnik zbiegał ze schodów prawdopodobnie ściągnięty odgłosem wystrzału. Zanim zdążył sprawdzić stan towarzysza, chłopak już przy nim był. Wykorzystując przewagę czasową, zdążył wycelować i włożyć w cios odpowiednią siłę. Ciął ukośnie- przez gardło. Dla pewności Zatoczył jeszcze koło i zaatakował trochę niżej, z drugiej strony.
Ciało policjanta bezwładnie spadło i przeturlało się po stromych schodach.
Nie widzieć skąd, na schodach pojawił się jeszcze jeden człowiek. Najwyraźniej patrolujący inną część budynku. Tariq nawet nie sprawdził czy ma broń, podbiegł do ściany i odbił się od niej w kierunku napastnika. Impet uderzenia zwalił mężczyznę z nóg, ale miał on jeszcze na tyle siły, aby spróbować manewrować. Chwycił chłopaka za przegub i pociągnął ku ziemi. Zanim zabójca do końca stracił inicjatywę, wolną ręką odszukał nóż i pchnął przed siebie.
Uścisk na przegubie rozluźnił się. Tariq wstał i oparł się o balustradę. Poszło mu gładko. Gładko i bardzo nieplanowo- skarcił się w myślach. Oddychając ciężko zmierzył wzrokiem korytarz. W Sali konferencyjnej powstała wrzawa, echo wystrzału musiało być naprawdę głośne.
Zdobione odrzwia otwarły się z hukiem. Tariq przerzucił nogi przez balustradę i gdy spadł na ziemię przykucnął, obserwując.
Tak jak się spodziewał, najpierw wybiegli ochroniarze.
Musiał to być dla nich zaskakujący widok. Pod windą leżał policjant, martwy już, na drzwiach windy duża plama rozbryzganej krwi, jednak nie tak duża jak ta na ziemi. Zmasakrowane ciało na schodach przypominało raczej plątaninę ludzkich narządów niż funkcjonariusza w granatowym garniturze. Cięcie w szyję, choć płytkie, przez przeturlanie się po schodach sprawiło, że głowa, odstając pod dziwnym kątem ldwie trzymała się na miejscu. Rana na brzuchu wciąż mocno krwawiła i to, co z niej wypłynęło nie było jedynie krwią. Obok tego całego zamieszania kucał trochę zakrwawiony chłopak w białej kurtce z kapturem i dżinsach, trzymający w ręku wycelowany w ochroniarzy pistolet.
Pierwszy nie zdążył nawet wykrzyknąć żadnego z ambitnych, policyjnych tekstów typu „opuść broń…” i padł na ziemię pod celnym strzałem. Drugi zgiął się w pół i bezceremonialnie zwymiotował sobie pod nogi.
Tariq ostrożnie podszedł w jego stronę i z lekkim obrzydzeniem wyminął ciało zastrzelonego.
Nikt na Sali nie poruszył się, gdy Assassyn przeskoczył próg. Wszyscy siedzieli na miejscach przy wielkim, okrągłym stole jakby nic nie przerwało obrad lub po prostu, mając nadzieję, że ochrona rozprawi się z problemem. Zabójca czuł na sobie spojrzenia wszystkich zgromadzonych, przez co poczuł się dziwnie bezbronny.
Na schodach słychać było zbliżające się kroki i niewyraźne krzyki.
Nikt w Sali nie poruszył się.
Człowiek, o którego mu chodziło siedział dokładnie naprzeciw.
Chłopak poznał go od razu. W końcu pokazano mu tyle zdjęć, tyle podobizn radnego, że Tariq widział jego twarz za każdym razem, gdy zamykał oczy.

Nic nie jest prawdziwe…

Chłopak skoczył na stół, co wywołało pomruk dezaprobaty. Może ci ludzie jeszcze nie wiedzieli, kto będzie ofiarą? Nikt nie był do końca pewny czy to waśnie nie jego życie zgaśnie jak świeczka przy lekkim podmuchu wiatru.

…Wszystko jest…

Tariq zamachnął się i rzucił nożem. Z takiej odległości nie mógł chybić.

…Dozwolone…

Kroki były coraz bliżej. Trafiony nożem w gardło polityk charknął i kaszlnął krwią. Ręce wbił w krawędź stołu, starając się pozostać w pozycji siedzącej, co nie potrwało długo.
To było pewnym punktem kulminacyjnym sytuacji. Kilku radnych odskoczyło, szukając drogi ucieczki. Ktoś krzyknął. Ktoś zawył. Powstało zamieszanie.
Dla Tariq’a śmierć celu była pewnym bodźcem przebudzenia. Jak dotąd wszystko było dla niego jakby za szybą. Biernie wykonywał to, do czego został powołany. Teraz zalała go fala zwątpienia i bezradności. Pozbył się noża, który mógłby być w tej chwili bardzo przydatny. Wyszukanie go w zakrwawionych zwłokach i wyjęcie byłoby zbyt czasochłonne.
A czas gonił.
Kilka ludzi wbiegło na korytarz. Tariq spojrzał kątem oka w tę stronę, szukając drogi ucieczki.
Policja a jakże.
Po gmachu urzędu rozległo się echo grzmotu. Burza, do tej pory zbierając w sobie siłę, najwyraźniej rozpoczęłam niszczycielską krucjatę.

-----

Grayam nerwowo stukał w klawiaturę. Był w martwym punkcie, przez nadchodzącą burzę stracił kontakt z Tariq’iem i ledwie porozumiewał się z informatorem innego gniazda.
Po biurze roztoczył się potężny huk. Burza. Deszcz zaczął wściekle bębnić o dachówki.
- Gray?
- Jestem!- warknął Grayam.
- Strażnicy mówią, że coś poszło nie tak. Była strzelanina a psy wezwały pomoc. Twojego chłopaka ni widu ni słychu.
- Burza, od godziny nie mam jego sygnału.
- Każę strażnikom wylecieć z gniazda. Może da się to jeszcze naprawić. Mistrz nie przyjmie do wiadomości, że rozbój się nie powiódł.
- Bez odbioru.

-----

- Tsss… Tssst… Słyszysz mnie? Cholera słyszysz?
- Słyszę- wysapał Tariq.
Chłopak przebiegł przez kolejne schody. 6 piętro. Nie zatrzymał się.
Przez korytarz przetoczył się oślepiający błysk, po którym niebo zawyło przyprawiającym o dreszcze hukiem. Tariq za plecami słyszał kroki.
7 Piętro.
- Tsss… Tsss… Mam sygnał. Żyjesz? Słyszę oddech, więc zakładam, że tak. Chłopaki z drugiego gniazda cię stąd wyciągną. Wejdź na dach.
8 pietro. Gardło już piekło… Nie, ono paliło bólem.

Nic nie jest prawdziwe…

Dlaczego? Mój bój jest jak najbardziej prawdziwy…
9 piętro. Tariq potknął się. Przy biegu utrzymywała go tylko myśl, że gmach ma tylko 10 pięter….
- Tssss…. Słu… Tsssssssss……. gniesz na ostatnie piętro. Pierwsze okno po prawej. Po prostu skocz. Spróbuj skoczyć daleko. Tylko nie przesadzaj…
Skakać? Z 10 piętra. Tariq był zmęczony, ale ciche poczucie racjonalnego myślenia ostro zbuntowało się przeciw rozkazowi.
Kroki.
- Cholera!
Ktoś skoczył na niego, całym ciężarem przygważdżając do ziemi. Chłopak nie miał nawet siły by w jakikolwiek sposób próbować złagodzić upadek. Uderzył prosto w krawędź schodka, rozcinając nos i lewy policzek. Krew napłynęła mu do ust.
Gdy otworzył oczy, zobaczył czyjś but. Zanim zdążył podnieść wzrok, czy choćby wypluć wybite zęby, poczuł silne kopnięcie w brzuch. Później w głowę. Gliniarz, który go zatrzymał kucnął obok i w bardzo bolesny sposób unieruchomił Tariq’owi ręce.
Chłopak nie wiedział czy trwało to kilka sekund, czy może godzinę. Czas w dziwny sposób zupełnie przestał grać w tym jakąkolwiek rolę. Brutalnie podniesiono go i przygwożdżono do ściany.
Z tego, co zdążył wyłapać jednym okiem, drugie było tak podbite, że wolał go nie otwierać, napastników było dwóch.
Tylko tylu dobiegło na sam szczyt?
Przynajmniej na razie…
Kolejny błysk oświetlił budynek. Kolejny grzmot zafałszował w chórze bębniącego deszczu.

-----

Merth wskoczył przez okno, wybijając je silnym kopniakiem.
- Kieruj się w stronę dachu. Jeśli Tariq nie żyje, spal ciało, wywołaj pożar… cokolwiek. Po prostu posprzątaj po brudnej robocie.
7 piętro.
- Bez odbioru.

-----

Policjant, który stał w połowie schodów nawet nie krzyknął. Nóż, który ułamek sekundy temu tkwił w jego piersi, pozostawił po sobie tylko wąską szparę.
Merth nie zdążył nawet obetrzeć go z krwi. Drugi gliniarz, który trzymał przy ścianie półżywego Tariq’a, puścił go, pozwalając bezwładnie zwalić się na ziemię i sięgnął po broń.
Merth doskoczył do niego i zamachnął się. Ostrze dosięgnęło celu, zabójcy dziwnie jednak zabrakło sił. Upadł na ziemię. Zdziwiło go to.
Wszystkie głosy utopiły się w kolejnym huku.

-----

Tariq rękawem wytarł krew z twarzy i oczu na tyle, aby cokolwiek widzieć i dowlókł się do balustrady schodów. Przy jej pomocy udało mu się wstać. Chwiejnym krokiem podszedł do Mertha.
Dostał kulkę prosto w pierś.
Trudno było mu zebrać myśli. Odbiornik zapodział się gdzieś w tej całej szarpaninie. Za każdym razem, gdy zabierał rękaw spod nosa, po brodzie skapywał nowy strumień krwi.

Przez krótką chwilę musiał się zastanawiać, co tu w ogóle robi.

Pierwsze okno…

…po prawj…

Tariq podszedł tam i przerzucił ciężar ciała przez framugę, wybijając szybę. Zapomniał o burzy, deszczu i nawet o tym, ze szkło może być całkiem ostre.

…Wszystko jest dozwolone…

Rękami trzymając się marmurowego parapetu, podkulił nogi i odbił się od zewnętrznej ściany gmachu. Obraz w oczach zamazał się, w uszach rozległ się znajomy świst.
Deszcz przyjemnie łaskotał i chłodził. Ułamek sekundy przed tym jak Tariq zaczął
spadać, niebo rozświetlił błysk.

-----

Było chyba ok. 22. Kobieta, (którą może pamiętacie), wracała do domu, taszcząc duże torby z zakupami. Zatrzymała się przed (znajomym nam) blokiem, odstawiła bagaż i sięgnęła po torebkę w poszukiwaniu kluczy.
Na ulicach było cicho. Zupełnie cicho. Tylko czasem jakiś samochód przejechał pustą ulicą, wzbijając chmurę miejskiego pyłu.
Kobieta otworzyła drzwi i podtrzymując je nogą, aby się nie zamknęły sięgnęła po torby z zakupami. W tej samej chwili ulicą przejechał duży samochód.
Można powiedzieć, ze to klasyk. Takie maszyny rzadko już się widuje. Nissan Navara typu Pick- up, tył pojazdu załadowany sianem.
Na sianie leżał chłopak. Wokół siedziało kilka osób. Wszyscy w kapturach. Cieszyli się.
Kobieta nie widziała ich dokładnie i mało ją to wszystko obchodziło.
- A niech ich diabli… Te wszystkie subkultury…- mruknęła do siebie i zniknęła w klatce schodowej. Za nią zatrzasnęły się drzwi.
Policja nie podała do publicznej wiadomości, tego, co stało się tej nocy w centum.
Poza tym… Kto by tam uwierzył?
Dobrze, że ten świat się kończy.
Nie ma w nim już miejsca na takie historie…
...Piękne historie!


“Take me to the magic of the moment
On a glory night
Where the children of tomorrow dream away
In the wind of change

The wind of change blows straight
Into the face of time (...)”
EDIT: Poprawiłam wszystkie zagubione "Avnary" na Tariq'a. Dzięki ^_^

Kocham was za to, ze przeczytaliście prolog 8D
Jak ktoś nie czytał, to proszę przeczytać:
[link]
to opo to jednak epic fail xD Proszę o ostrą krytykę, żebym mogła trochę popracować nad stylem ID

Tak jak kocham opisywać walkę mieczem, tak mam duże ograniczenie jeśli chodzi o krótkie noże i- o zgrozo- broń palną.
Broń palna jest tu zaimprowizowana ID
Ja nad tym wczoraj pół nocy się ślepiłam xDDD Rano tylko przejrzałam i poprawiłam błędy ortograficzne.
O zgrozo, każde "ż" "ó" "ch" było dokładnie na odwrót ID Wczorajszy wieczór to jedna wielka, czarna plama xD Najbardziej mnie dobiło, jak zaczęłam nóż przez 'u' pisać :XD:

1. O Matko! Jak ja się długo zastanawiałam nad istnieniem słowa „zaniechując” XD
2. (BTW. Okna mają framugę, nie? O-o)
3. - „Tssss…” to nie jest chrapanie czy nic takiego, ale szumienie w słuchawce, więc, żeby nie było xDD
4. Rano oćwierkłam od zmieniania wszystkich „Avnar” z powrotem na „Tariq” xD
5. Kocham Wikipedię przez to, że pomogły znaleźć mi w głowie słowo „balustrada”, kiedy w wyszukiwarkę przebłyskiem ambicji wpisałam „schody” ID
6. Nie wyobrażacie sobie z jak wielkim trudem czytało mi się artykuł o pistolecie Desert Eagle. Ja to ledwie przeżułam ID
7. Przez to zaczęłam przeklinać. Czytam, czytam i jakoś mi się wyrwało przy masowym zmienianiu imienia bohatera:
- Avnar, Avnar, Avnar… Ku*wa!
8. ASSASSYN! Zaakceptuj wreszcie to słowo głupi Wordzie!!!

I jeszcze urywek rozmowy xD Akurat ze Sleethem gadałam, jak szukałam imienia dla głównego bohatera:

Shagan: XD
Shagan: lol, szczera jestem, Wpisuję w google "imiona dla psów" XD
dragon: XDDD
Shagan: wymyśl imię xDDDDD
Shagan: Bo wszedzie jest Burek XDDDD
dragon: XDDDD
dragon: Gabriel :3
dragon: Merth
dragon: XD
Shagan: to męskie? O-o
dragon: a chcesz żeńskie? O_o
Shagan: męskie! xDDDD
Shagan: jeszcze kilka rzuć
Shagan: bo fajne 8D
dragon: taa XD
dragon: nie wiem XD

Shagan: hmm.... Nesrin?
Shagan: to arabskie xD
Shagan: PHAORAH?
Shagan: xD
dragon: Pacha? O_o
Shagan: no dobra, pacha nie…
Shagan: a to poprzednie?
dragon: pasuje mi bardziej na żeńskie xD
Shagan: ...Grayam?
Shagan: ...Tariq?
dragon: Grzanka 8DDD może być :3
...
Shagan: Tariq bardziej mi się podoba ID
dragon: to daj Tariqu szaliku XDDDDDDD
Shagan: Wpiszę to moje i zrobię ankietę XD
dragon: XDD
© 2009 - 2024 Shagan-fury
Comments36
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
DarthBartus's avatar
Niezłe. Fajne. Świetne, wręcz... FANTASTYCZNE! 8D

Fakt, popełniłaś parę (stosunkowo poważnych) błędów rzeczowych oraz małe literówki, ale bynajmniej nie przeszkadza to w odbiorze jako takim. Naprawdę świetna robota! ^^

Oh, and one more thing... MOAR!!! >.<